Kategorie
Wspomnienia, relacje

Jerzy Zdrodowski

Relacja Jerzego ZDRODOWSKIEGO, „Kwarcianego” 1)

w: Nowak Halina ”Ama”, Zdrodowski Jerzy, „Kwarciany”, Zgrupowanie „Żubr”, „Zeszyty Historyczne ZBOWiD”, Warszawa, 1976, zeszyt nr 3

s.31 – 64

Dane dotyczące Zgrupowania „Żubr” oparte są częściowo na posiadanych skromnych notatkach z okresu konspiracji i na osobistych wspomnieniach.Z uwagi na brak danych dotyczących Zgrupowań 1. 2. i 4. będę omawiał tylko działalność Zgrupowania 3. którego byłem dowódcą.

Zgrupowanie powstało wiosną 1943 r. jako 17 Rejon XXII Obwodu A.K. na Żoliborzu.Początkowo dowódcą Rejonu był kapitan „Zwoliński” Marian Masternak, a w połowie 1943 r. dowództwo przejął kapitan „Serb” Władysław Nowakowski.

Skład dowództwa Rejonu był następujący:

Dowódca Rejonu kpt. „Serb” – Władysław Nowakowski

Zastępca dowódcy kpt. „Romanowski” – Władysław Klęk

Adiutantura:

Ppor. „Dąb” – Jan Olejniczak

ppor. „Czech” – Czesław Sudziński

Personel pomocniczy:

Pchor. „Adam”

Łącznicy: „Sokół” – Piotr Dmowski

„Lena” – Helena Dmowska

„Marysia” – Maria Rago

Łączność:

ppor. „Bolek”

Łączniczki: „Jaga” – Czesława Sobczyńska

„Arna” – Halina Nowak

„Miła” – Teresa Szuch

„Linka” – Cecylia Elsner

„Sonia” – Krystyna Pisarska

„Stefa” – Jadwiga Kostańska

„Walda” – Barbara Jankowska

Rejon początkowo składał się z trzech Zgrupowań, a na parę tygodni przed Powstaniem przybyło zgrupowanie czwarte. Zgrupowaniem pierwszym dowodził por. „Brzoza” Stanisław Rudowicz. W skład Zgrupowania podobno wchodziły trzy plutony.

Zgrupowaniem drugim dowodził por. „Starża” Jerzy Terczyński. Dowódcami plutonów byli: ppor. „Dunin” Jerzy Mieczyński i ppor. „Zych” Zdzisław Grunwald. W skład Zgrupowania wchodziły trzy plutony. Pluton 212, 237 i 239.

Zgrupowaniem trzecim dowodził por. „Kwarciany” Jerzy Zdrodowski. Zastępcą dowódcy Zgrupowania był por. „Twardy” Stanisław Bartosik. W skład Zgrupowania trzeciego wchodziły cztery plutony o numeracji 247, 248 i 250 oraz pluton motorowy bez numeru.

Dowódcami plutonów byli:

Dowódcą plutonu 247 był ppor. „Świr”, zastępca dowódcy chor. „Kmicic”.

Dowódcą plutonu 248 był ppor. „Elar” Lucjan Renner, zastępca dowódcy pchor. „Rafa”.

Dowódcą plutonu 249 był ppor. „Pejka” Roman Lisowski.

Dowódcą plutonu 250 był ppor. „Czyn” Józef Nycz.

Dowódcą plutonu motorowego był ppor. Nowakowski.

Łączniczki:

„Cyganka” Aniela Klekowicz

„Ewa” Ewa Jeżewska

„Bożena”

oraz dwie łączniczki, których pseudonimów nie pamiętam.

Zgrupowaniem czwartym dowodził por. „Ojciec Marian” Marian Radwan. W skład Zgrupowania wchodziły dwa plutony. Pluton 255 i 256. Dowódcami plutonów byli: ppor. „Zawisza” Stanisław Stryjek i ppdch. „Ryś” Piątkowski.

Stany Zgrupowań były bardzo różne i w przeważającej części obecnie nie są do odtworzenia ścisłego.

-33 –

Jedynie stany trzeciego Zgrupowania, którymi dowodziłem, były następujące:

Pluton 247 posiadał ludzi 83

Pluton 248 posiadał ludzi 76

Pluton 249 posiadał ludzi 81

Pluton 250 posiadał ludzi 77

Pluton motorowy posiadał ludzi 42

Łączniczki – 5 osób

Patrol sanitarny – 5 osób

Zadania bojowe na okres Powstania dla Zgrupowań oraz tereny działania były następujące:

Zgrupowanie pierwsze miało uderzać na Centralny Instytut Wychowania Fizycznego atakiem frontalnym od ulicy Marymonckiej.

Zgrupowanie drugie miało uderzać na Centralny Instytut Wychowania Fizycznego od strony południowej, tj. od ul. Podleśnej i na „Waldlager”

Zgrupowanie trzecie miało uderzać uzupełniająco na CIWF od strony wschodniej, na „Waldlager” również od strony wschodniej oraz na klasztor o.o. Marianów na Bielanach, gdzie stał także oddział niemiecki.

Zgrupowanie czwarte miało uderzać razem ze zgrupowaniem pierwszym atakiem frontalnym na Centralny Instytut Wychowania Fizycznego.

Powyższe zadania Rejon otrzymał pod koniec 1943 r. i poszczególne Zgrupowania (z wyjątkiem czwartego, które przybyło tuż przed Powstaniem) przystąpiły natychmiast do ścisłego rozpracowania terenu, stanu załogi na poszczególnych odcinkach oraz rodzaju uzbrojenia. Z terenem zostali zaznajomieni wszyscy ludzie poszczególnych Zgrupowań. Zaznajamianie trwało dosyć długo, z uwagi na przepracowywanie poszczególnych odcinków małymi grupami i z uwagi na bezpieczeństwo.

-34-

Podział zadania Zgrupowania 3. był następujący:

Pluton 247 miał uderzać na klasztor

Pluton 250 miał uderzać na C.I.W.F.

Pluton 249 miał uderzać na Waldlager

Pluton 248 miał pozostawać w obwodzie

Pluton motorowy był przeznaczony do transportu.

Zgrupowanie 3. wyznaczone tereny do akcji przydzielało poszczególnym plutonom do ścisłego rozpracowania. Niezależnie od zadań wyznaczonych poszczególnym plutonom, wszystkie pododdziały musiały zaznajamiać się z całością zadania, z uwagi na możliwość zmian w momencie rozpoczęcia akcji bojowych. W okresie przygotowawczym były robione próbne alarmy i koncentracje poszczególnych drużyn w wyznaczonych miejscach. W okresie konspiracji na ogół przyjęta była organizacja terenowa oddziałów bojowych.

Zgrupowanie trzecie miało tylko jeden pluton związany terenowo z miejscem zadań bojowych. Plutonem tym był pluton 247, którego ludzie zamieszkiwali Marymont.

Pluton 248 miał ludzi ze Śródmieścia.

Pluton 249 składał się z ludzi zamieszkałych na Pradze, Targówku i jednej drużyny na Śródmieściu.

Pluton 250 to przeważnie ludzie z Grochowa i częściowo ze Śródmieścia.

Pluton motorowy to ludzie z Woli.

Na pierwszy alarm w dniu 28 lipca 1944 r. stawiło się 80% stanu Zgrupowania, a na drugi alarm, na mobilizację powstańczą w dniu 31 lipca 1944 r. stawiło się już tylko 70% stanu. Pluton motorowy wcale się nie stawił, przyszedł na Żoliborz jedynie dowódca plutonu w dniu 2 sierpnia, kiedy Zgrupowanie było już w Puszczy Kampinoskiej w Sierakowie.

Mobilizacja Zgrupowania 3. rozpoczęła się już w dniu 30 lipca 1944 r.

-35 –

Ludzie zamieszkali na prawym brzegu Wisły otrzymali rozkaz przejścia na lewy brzeg i zostali zakwaterowani na ulicy Miodowej i na Rynku Starego Miasta. W dniu 31 lipca 1944 r. nastąpiła pełna mobilizacja Zgrupowania i ludzie zostali skoszarowani na ulicy Żeromskiego w bloku domków jednorodzinnych u „Bohuna” Kazimierza Krakowa

Pierwsza koncentracja Zgrupowania 3. odbywała się na ul. Marii Kazimiery przy pętli tramwajowej „czternastki”. Zajęty był duży dom na wprost ogrodów, gdzie stały tabory niemieckie. Zbiórka wyznaczona była na krótki czas przed godziną policyjną. Postawiono posterunki przy wejściach i wpuszczano do domu wszystkich, ale nikogo nie wypuszczano. Zajęto bezpośrednie mieszkanie administratora i trzymano go przez cały czas pod strażą. Administrator był Ukraińcem i miał telefon w mieszkaniu.

W nocy z częścią ludzi poszedłem do parku do fortu i tam otrzymałem uzupełnienie broni dla Zgrupowania. Noc przebiegła spokojnie, a rano otrzymałem rozkaz rozpuszczenia ludzi do domów i zmagazynowania broni. Poprzedni magazyn broni miałem na Marymoncie, a obecnie w porozumieniu z kpt. „Serbem” otrzymałem nowe lokum na broń na ulicy Kleczewskiej.

Do przewiezienia broni na Bielany zatrzymałem 6 ludzi i wózkiem dwukołowym transportowaliśmy broń ulicami Rudzką do Gdańskiej. Szedłem 200 metrów przed wózkiem i u zbiegu ul. Kaskadowej i Gdańskiej jakiś osobnik zatrzymał mnie i powiedział, aby z tym wózkiem nie jechać dalej Gdańską, bo przy Szkole Gazowej stoją wzmocnione posterunku niemieckie i wszystkich zatrzymują. Skierowaliśmy wózek w ul. Kaskadową i bez przeszkód dojechaliśmy na Kleczewską, gdzie broń została zmagazynowana. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek tego człowieka widział i nigdy nie myślałam, że ktoś obcy może wiedzieć co my na tym wózku wieziemy.

– 36 –

Z 31 lipca na 1 sierpnia ogłoszono pogotowie alarmowe całego rejonu.  W nocy wszystkim skoszarowanym ludziom wydałem broń. Uzbrojenie Zgrupowania było niedostateczne. Miałem w swojej dyspozycji 300 granatów, 20 karabinów i po 100 szt. naboi, 40 szt. pistoletów i po 40 szt. naboi na każdy pistolet. W momencie rozpoczęcia Powstania nie miałem butelek zapalających.

W dniu 1 sierpnia w godzinach rannych na odprawie na ul. Orlej podano dowódcom Zgrupowań do wiadomości, że w tym dniu rozpocznie się powstanie, a ostateczną godzinę „W” otrzymamy już na miejscu na Żoliborzu.

 

Ponowna odprawa odbyła się na ulicy Barcickiej na Bielanach o godz. 11 i tam otrzymaliśmy wiadomość, że godz. „W” jest godz. 17.00 i że należy przed godz. „W” zająć stanowiska wyjściowe do natarcia, zgodnie z uprzednio wydanymi rozkazami. Ponieważ Zgrupowanie 3. było skoszarowane na ul. Żeromskiego, a działalność zgodnie z zadaniami rozpoczynała się na Marymoncie, wszystką wydaną broń załadowaliśmy na wózek rowerowy i strzelec „Lotnik” Maszewski przewiózł ją na ulicę Bydgoską, gdzie była ponownie wydana ludziom, którzy pojedynczo przeszli z Bielan na Marymont.

Akcja bojowa na Żoliborzu rozpoczęła się przed godziną „W”. Pierwsze starcie z Niemcami zostało dokonane na osiedlu W.S.M. w pobliżu kotłowni. W konsekwencji tego starcia, Niemcy wezwali na pomoc żandarmerię. Samochody jadące z żandarmerią na placu Wilsona natknęły się na oddział harcerzy przenoszących broń. Żandarmi usiłowali zatrzymać harcerzy, którzy biegiem wycofywali się ul. Mickiewicza na Marymont.

Była godzina 14.30 kiedy zostałem zaalarmowany zbliżającą się strzelaniną.

– 37 –

Wysłane patrole stwierdziły, że nasi ludzie uciekają w kierunku Marymontu, a za nimi posuwa się tyraliera żandarmerii. Wydałem rozkaz przepuścić uciekających na teren Marymontu i przyjąć zbliżającą się tyralierę celnym ogniem. Żandarmi legli przed ul. Potocką ostrzeliwując Marymont. Jednocześnie musieli zaalarmować oddziały wojskowe w CIWF i na Bielanach oraz w Szkole Gazowej bo od strony „Waldlagru”, Bielan i ze Szkoły Gazowej zaczęły zbliżać się do środka Marymontu, gdzie były moje oddziały, tyraliery niemieckie.

Oddziały Zgrupowania rozdzieliłem następująco: Ppor. „Świr” z plutonem pozostaje przy ul. Potockiej trzymając tam żandarmerię, por. „Twardy” z dwoma plutonami obsadza duże domy na ul. Kołobrzeskiej jako ewentualną bazę obronną, a ja z plutonem por. „Czyna”, z harcerzami i jeszcze jakąś grupą policyjną przeszedłem do przeciwnatarcia w kierunku na „Waldlager” gdzie były największe siły niemieckie. Niemcy zaczęli się cofać. Zdobywamy kasyno niemieckie.

Por. „Twardy” wysyła patrole w kierunku ul. Kamedułów, gdzie zdobyto motocykl z 3 żandarmami i przybyło naszym oddziałom 3 kb. Zgrupowanie ma pierwszych jeńców.

W kontrataku na kierunek „Waldlagru” są zabici i ranni. Jakiś harcerz z okrzykiem „Mamo” pada przy mnie zabity. Inny harcerz z pistoletem w ręku biegnie obok mnie. Pytam jaką ma broń, a on mi mówi, że czeski pistolet, ale nie ma do niego amunicji.  Niemiecka grupa ze Szkoły Gazowej nie atakuje mnie, ale podpala wszystkie drewniane budynki na swoim przedpolu. W pewnym momencie widzę taki obrazek: straż ogniowa z Potockiej gasi palące się domy, a Niemcy podpalają następne. Ogień jednak był szybszy jak strumienie wody straży ogniowej, bo drewniane domy przed Szkołą Gazową spaliły się.

W godzinie „W” próbowałem rozpocząć właściwe natarcie, zgodnie z planem, ale poza centrum Marymontu nie mogłem się ruszyć. Byłem otoczony.

– 38 –

Wysłani łącznicy do kpt. „Serba” na Bielany wracali, meldując że nie mogą przejść – droga zajęta przez Niemców. Wysłani łącznicy do dowódcy Obwodu również wracają z meldunkiem, że na drodze w kierunku pl. Wilsona nie można przejść. Walczyliśmy do zmierzchu. O zmierzchu Niemcy wycofali się z ulicy Potockiej. Inne oddziały niemieckie cofnęły się do „Waldlagru” i do CIWF oraz na Bielany.

Ściśle o godzinie „W” pierwsze Zgrupowanie pod dowództwem por. „Brzozy” i czwarte Zgrupowanie pod dowództwem por. „Ojca Mariana” rozpoczęli atak frontalny na Instytut Wychowania Fizycznego.  Atak z miejsca się załamał. Niemcy zaalarmowani działalnością w okolicy pl. Wilsona, ul. Suzina i na Marymoncie, byli przygotowani na wszystkie ewentualności i leżeli za siatką ogrodzenia CIWF.

Rozpoczęcie natarcia na CIWF w sytuacji jaka się wytworzyła przed godziną „W” na Żoliborzu była kardynalnym błędem. Uzbrojenie naszych oddziałów było dobre do uderzenia z zaskoczenia, ale nie w ataku frontalnym na oddziały niemieckie przy ich silnym ogniu broni maszynowej.  W wyniku tego uderzenia ginie dowódca 1. Zgrupowania, a Zgrupowania 1. i 4. właściwie przestały istnieć. Pozostało z obu Zgrupowań zaledwie kilkunastu ludzi.

Zgrupowanie 1. jako całość nie bierze udziału w walce, a jedynie część plutonu por. „Zycha” bierze udział w walce w okolicy ul. Podleśnej. Z zapadnięciem zmierzchu Zgrupowanie 2. również wycofuje się do Puszczy. Po zapadnięciu zmierzchu, wysłani łącznicy docierają do dowództwa Obwodu. Dowódca Obwodu przekazuje przez łącznika rozkaz, abym wycofał się ze swoim Zgrupowaniem przed Szklany Dom na ul. Mickiewicza, a wszystkich rannych zostawił w Szklanym Domu.  Łącznik wysłany do kpt. „Serba” wraca i melduje, że dowódcy Rejonu nie ma na miejscu postoju i w ogóle na Bielanach nie ma żadnych oddziałów powstańczych. Zapytani mieszkańcy Bielan oświadczyli, że wszyscy z Bielan wycofali się do Puszczy Kampinoskiej.

– 39 –

Zgodnie z rozkazem dowódcy Obwodu wycofałem się z Marymontu przed Szklany Dom na ul. Mickiewicza, gdzie były już zgromadzone inne oddziały. Kilku ludzi z mieszkańców Marymontu odmówiło opuszczenia terenu, gdyż postanowili bronić swoich rodzin w wypadku represji ze strony Niemców,  Po koncentracji oddziałów na ul. Mickiewicza, kolumna ruszyła w kierunku Puszczy Kampinoskiej. Moje Zgrupowanie maszeruje wraz z wziętymi do niewoli trzema Jeńcami niemieckimi. W pewnym momencie na ul. Żeromskiego w kolumnie wybucha granat ręczny. Powstaje zamieszanie. Padają okrzyki, że Niemcy atakują. Po chwili sytuacja się wyjaśnia. Jednemu z chłopców na czele kolumny wyrwała się zawleczka z „sidolki” i nastąpił wybuch. Chłopiec zginął na miejscu.

Kolumna pomaszerowała dalej. U mnie powstała tylko śmieszna sytuacja. W momencie zamieszania moi jeńcy uchwycili końce mego płaszcza i nie wypuścili aż do świtu. Szedłem jak z trenem. Kiedy jeńcom kazałem puścić płaszcz, to mi mówili, że jak będą szli luzem, to mogą ich moi ludzie zabić, a jak trzymają płaszcz to są bezpośrednio przy mnie i nic im nie grozi.

O świcie zaczął padać deszcz. Dochodząc do lasu byliśmy przemoknięci do szpiku kości. W lesie, w puszczy na jednym z postojów spotkaliśmy się z kpt. „Serbem” wraz z grupą dowództwa Rejonu.  Zbliżaliśmy się do Sierakowa, gdzie mieliśmy się zatrzymać, osuszyć i gdzie miała zapaść decyzja o dalszych losach wycofanych oddziałów powstańczych z Żoliborza. W Sierakowie nie spotkaliśmy ludzi ze Zgrupowania 2.,którzy w luźnych grupach bez przewodników maszerowali do Puszczy.

– 40 –

Największa grupa maszerowała w kierunku na Boernerowo, W marszu natknęli się na Niemców i w krótkiej walce większość zginęła, a wzięci do niewoli zostali rozstrzelani w Boernerowie.

W Sierakowie byliśmy przez cały dzień 2 sierpnia.. W czasie naszego pobytu we wsi łącznicy od generała Montera dotarli do dowódcy Obwodu ppłk. „Sadownika” i przynieśli rozkaz natychmiastowego marszu na Żoliborz i tam prowadzenia walki. Zgodnie z tym rozkazem, nocą z 2 na 3 sierpnia oddziały żoliborskie wyruszyły z Sierakowa w kierunku na Żoliborz. W drodze oddziały traciły łączność, gubiły się. Kolumna zatrzymała się, czekając na dołączenie oderwanych oddziałów. O świcie całość oddziałów żoliborskich dotarła do Zdobyczy Robotniczej na Bielanach. Nastąpiło rozlokowanie oddziałów po różnych domach.

Moje Zgrupowanie, zresztą jedyne z całego Rejonu zostało rozlokowane na ul. Kleczewskiej w paru przylegających do siebie posesjach. Gros oddziału zatrzymało się w domu wybudowanym w stanie surowym. Na parterze ktoś mieszkał w jednej izbie, a reszta budynku miała otwory okienne pozabijane deskami. Na pierwszym piętrze przed małym otworem w deskach zasłaniających okno, stał posterunek obserwujący przedpole. Zadaniem obserwatora było powiadomienie mnie natychmiast o zbliżających się Niemcach od strony Burakowa. W parę minut po zajęciu stanowiska obserwacyjnego padł strzał z niemieckiego działka ppanc. i nastąpił wybuch na górze. Kiedy wpadłem do pomieszczenia gdzie stał obserwator, zastałem leżącego żołnierza na ziemi z rozerwaną czaszką od wybuchu pocisku. Widocznie zbliżył się zbytnio do otworu w deskach i Niemcy musieli go zauważyć.

Dowódca Obwodu wydał rozkaz do wszystkich oddziałów, aby zachowywali się spokojnie i nie wszczynali walki z uwagi na chwilowy tylko pobyt na Zdobyczy i że z nadejściem nocy oddział pomaszeruje do centrum Żoliborza.

– 41 –

W szeregu punktach patrole niemieckie natknęły się na poszczególnych ludzi i wynikały drobne potyczki.  Większa walka wynikła na skutek nieporozumienia. Od strony Piasków pokazała się tyraliera idąca w kierunku Zdobyczy Robotniczej. Ktoś obserwujący dał znać, że to jacyś powstańcy idą. Celem zorientowania zbliżającej się tyraliery „powstańczej”, że na Zdobyczy są też powstańcy, wywieszono na jednym z domów flagę biało-czerwona. Tyraliera się zatrzymała i otworzyła ogień z broni maszynowej, a za chwilę z Burakowa zaczęła bić artyleria. Było kilkunastu zabitych i byli ranni. Zgrupowanie 3. miało jednego zabitego.

W czasie pobytu na Zdobyczy Robotniczej trzech jeńców, których ze sobą prowadziliśmy, zamknęliśmy w piwnicy, aby nie tracić ludzi na eskortę i aby nie orientowali się co się dzieje. Działalność niemiecka na Zdobyczy w dniu 5 sierpnia miała charakter raczej patrolowy. Po Zdobyczy kręciły się większe grupy żołnierzy i często patrole piesze były wzmacniane czołgami. Bywały wypadki, że czołgi podjeżdżały pod dom, w którym byli powstańcy, ale ponieważ siedzieli ukryci, czołg pokręcił wieżyczką i odjeżdżał dalej.

Ogólnie był rozkaz nie wszczynać walki. Niemcy wiedzieli, że my jesteśmy na Zdobyczy, ale nie byli zorientowani jaka jest siła i raczej unikali walki. Wieczorem Niemcy całkowicie wycofali się z Zdobyczy Robotniczej do CIWF Po wycofaniu się Niemców ze Zdobyczy ppłk. „Sadownik” zwołał odprawę dowódców Rejonów, na której zapadła decyzja, że o północy wszystkie oddziały koncentrują się przy bursie żydowskiej i pomaszerują do centrum Żoliborza, gdzie będzie właściwy ośrodek walki powstańczej na Żoliborzu.

– 42 –

Kpt. „Serb” około północy zwołał odprawę wszystkich oficerów znajdujących się w okolicy naszej kwatery i oświadczył, że był na miejscu wyznaczonym na zbiórkę wszystkich oddziałów, ale już nie zastał ppłk. „Sadownika”. Przypuszcza, że cała grupa powstańców zebrana w miejscu wyznaczonym na zbiórkę odeszła przed czasem i że on nie wie gdzie ich teraz szukać i w związku z tym proponuje, aby udać się do puszczy. W Puszczy nastąpi dozbrojenie oddziałów, które otrzymamy ze zrzutów dostarczanych przez nasze samoloty z zachodu.Obecni oficerowie na odprawie uznali, że w tej sytuacji nie ma innego wyjścia jak wymarsz do Puszczy. Do puszczy pomaszerowały oddziały będące pod rozkazami kpt. „Serba” i grupa dywersji z „Admirałem”, „Wilkiem” i innymi chłopcami.

Oddział ten przyszedł początkowo do Izabelina, a następnie pomaszerował do Hornówka. W Hornówku był gotowany pierwszy wspólny obiad w kotle od bielizny, z tym, że oddziały były karmione kolejno, gdyż jeden kocioł nie starczał dla wszystkich i po nakarmieniu pierwszej grupy gotowano potrawę dla następnej. W Hornówku przyłączył się do nas ppor. „Bolek” z łączniczkami oraz por. „Starża”, ppor. „Zych”. W grupie, która przybyła do Puszczy był również kpt. „Szkodnik- Witold” ale bez wojska.

Na tym postoju nastąpiła pewnego rodzaju reorganizacja oddziałów. Ponieważ dowódcy Zgrupowali 2. i 4. mieli zaledwie po kilku ludzi, a Zgrupowanie 3. było prawie w całości, kpt. „Serb” postanowił zrobić ze znajdujących się w puszczy ludzi nowy podział.

– 43 –

Zamiast Zgrupowań zrobiono kompanie. Wszystkich żołnierzy ustawiono na zbiórce i całość podzielono na trzy części.

  1. kompanią dowodził por. „Zbigniew”
  2. kompanią dowodził por. „Starża”
  3. kompanią dowodził por. „Ojciec Marian”

Ja otrzymałem funkcję oficera do specjalnych poruczeń w ramach Rejonu. Pierwszą moją czynnością było otrzymanie zaprowiantowania oddziałów. W tym celu zwróciłem się do sołtysa o zebranie prowiantu. Otrzymaliśmy bardzo różny prowiant. Były tam króliki, drób, warzywa, ziemniaki, różne kasze, mąka i trochę chleba. Wszystko to było przez sołtysa zbierane po domach i stąd powstała taka różnorodność. Kucharzami byli „Parowóz” i „Paja”.

Po uformowaniu kompanii kpt. „Serb” wraz z oddziałami liniowymi, tj. z tymi trzema kompaniami i oddziałem dywersji poszli na Wyględy z zamiarem zaatakowania Niemców, którzy tamtędy często przejeżdżali. Ja miałem rozkaz z zaprowiantowaniem i łącznością przejść do Zaborowa Leśnego, zorganizować kwatery i kuchnię. W tym czasie do naszych oddziałów dołączył por. „Nowak” od rtm. Rzeszotarskiego z ludźmi w sile jednej kompanii (Zgrupowanie „Żmija”).W Zaborowie oddziały zostały zakwaterowane w czworakach dworskich i we wsi Budy Zaborowskie. Dowództwo całości było zakwaterowane w tak zwanym pałacu.

Wyżywienie powstańców było bardzo jednostajne z uwagi na brak jarzyn i chleba. W wyżywieniu dominowało mięso wołowe, które mieliśmy z bitego bydła z folwarku. Poza mięsem była tylko kapusta i ziemniaki.

– 44 –

W czasie pobytu w Zaborowie Leśnym oddziały były szkolone trochę w służbie wewnętrznej, a głównie przechodziły wyszkolenie bojowe. Dozbrajanie oddziałów było dokonywane ze zrzutów dostarczanych przez nasze lotnictwo z zachodu. W zrzucanych pojemnikach była nie tylko broń, ale i umundurowanie. Oczywiście umundurowania było niewiele i mundury nosili tylko nieliczni żołnierze, a reszta była w cywilnych ubraniach. Do pełnienia służb wartowniczych były włączane również łączniczki. najgroźniejszą postacią wśród łączniczek pełniących służbę wartowniczą była łączniczka „Ama”, Ta rwała się na wszystkie wypady, ale nie można jej było brać z obawy, aby nie zagubiła się gdzieś we wrzosach. Groźnie wyglądała zwłaszcza jak stała przed pałacem na warcie. Miała wtedy peema zawieszonego na piersi i zza tej broni ledwie można było dojrzeć marsową twarz wartownika.

Wszyscy bardzo odczuwali brak chleba. Na folwarku były żarna, ale jakieś strasznie dziwaczne. Były to jakieś tarki metalowe, które uruchamiano przy pomocy kieratu. Przez cały dzień parą koni można było zemleć zaledwie ćwiartkę żyta. Najlepszy chleb otrzymywaliśmy z Truskawia, ale i tego chleba było mało na żoliborskie oddziały pod dowództwem kpt. „Serba”.

Około 10 sierpnia placówki w Zaborowie Leśnym trzymał oddział pod dowództwem por. „Nowaka”. Rano, kiedy wstaliśmy, okazało się, że nie ma nigdzie żadnych posterunków i że por. „Nowak” wraz ze swoją kompanią w nocy opuścił Zaborów, pozostawiając śpiące pozostałe kompanie bez zabezpieczenia. Poprzedniego dnia kom. por. „Nowaka” wraz z innymi oddziałami była delegowana do przyjęcia zrzutów. Okazało się, że por. „Nowak” po dozbrojeniu swoich ludzi poszedł nocą na Żoliborz.

14 sierpnia oddziały żoliborskie otrzymały rozkaz wymarszu do Izabelina i tam miały się połączyć z innymi oddziałami. Całość tego wojska pod dowództwem płk. „Wiktora” miała pomaszerować przez Powązki do Śródmieścia Warszawy.

– 45 –

Przed Powązkami kpt. „Serb” daje rozkaz podległym oddziałom marszu na Żoliborz. Marsz jest bardzo trudny. Noc jest ciemna. Ludzie nie znają trasy. Kolumna się często rwie. Następują postoje, a raczej leżenia, bo z chwilą zatrzymania się wszystko się kładło na ziemię, aby niemieckie rakiety nie odnalazły maszerujących. Wreszcie jakoś o świtaniu dotarliśmy do „Opla”. Z „Opla” oddziały przechodzą na VII kolonię WSM i tam chwilowo odpoczywają. Ludzie myją się, czyszczą i doprowadzają do porządku swój rynsztunek.

Mieszkańcy bardzo radośnie przyjęli nasze przybycie z Puszczy, traktując nas jako pierwsze oddziały obiecanej pomocy dla powstańców Żoliborza.

Po przybyciu na Żoliborz kpt. „Serb” poszedł zameldować się do dowódcy Obwodu ppłk. „Sadownika”.Po powrocie kpt. Serba dowiedzieliśmy się, że ppłk „Sadownik” obecnie nazywa się „Żywiciel”, kpt. „Serb” jest teraz „Żubrem” i dowódcą zgrupowania. Wszystkie dawne kryptonimy dowódców z „S” zostały zamienione na „Ż” i w związku z tym, zgrupowania żoliborskie otrzymały następujące nazwy: „Żubr”, „Żaglowiec”, „Żmija”,” Żyrafa”, „Żniwiarz”, „Żbik”.

Zgrupowanie nasze otrzymało rozkaz objęcia stanowiska po „Żniwiarzu”, który został przeniesiony na inny odcinek. Dowództwo „Żubrów”, wszystkie służby i 1 kompania kwaterowali na ul. Krechowieckiej pod nr 6. Druga kompania, objęła stanowiska w budynku szkoły oficerów pożarnictwa, a 5. kompania, objęła stanowiska na „Oplu”, Ja miałem za zadanie dokonywania wypadów na teren Marymontu dolnego w nocy i wystarania się o zaopatrywanie żywnościowe oddziałów „Żubra”.

Marymont w tym czasie był ziemią niczyją, W dzień pojawiały się tam patrole niemieckie, a nocą nasze.

– 46 –

Otrzymałem polecenie dostarczenia mąki z piekarni Schola z ulicy Rudzkiej do naszej polowej piekarni, która była na placu Tucholskim. Do piekarni wybraliśmy się parokonną platformą, a koniom owinięto kopyta szmatami, aby nie było słychać stukania kopyt o bruk. W piekarni wyładowaliśmy mąką naszą platformę i drugą miejscową w jednego konia. Do Scholla jeździliśmy kilkakrotnie, zabierając zawsze odpowiedni transport mąki.

W tym okresie działalność bojowa była bardzo ograniczone. Niemcy na naszym odcinku zajmowali pozycje w szkole na Kolektorskiej i w Szkole Gazowej na ulicy Gdańskiej przy kościele.  Najbardziej dokuczliwa była niemiecka pozycja w szkole na Kolektorskiej, skąd z tarasu z karabinu maszynowego razili naszą pozycję na „Oplu”, a zwłaszcza ludzi wychodzących na działki po ziemniaki i warzywa. Te dwie pozycje niemieckie były przez 2 i 5 kompania, dobrze pilnowane, aby nie mogły zrobić jakiegoś wypadu w naszym kierunku. Reszta Marymontu była stale patrolowana.

Na jeden taki patrol „Ama” uprosiła się, że też pójdzie. W drodze, jak szliśmy na Marymont, to ta „groźna” łączniczka prosiła „panie poruczniku ja strzelę jeden raz, ja mam FN-kę i do niej amunicję”. Trudno było odmówić takiemu „coś”, co to trzymając mnie pod rękę podskakuje idąc i tak prosi.

W końcu sierpnia objąłem 1. kompanię. Dokonujemy dokładnie rozeznanie stanowisk niemieckich i dojścia do nich ze wszystkich możliwych stron.  Niemcy w dalszym ciągu gnębią 3 kompanię na „Oplu”, a załoga ze Szkoły Gazowej uniemożliwia poruszanie się na placu Lelewela i seriami ostrzeliwuje dom na Krechowieckiej 6.

– 47 –

Najbardziej ze wszystkich była uciążliwa szkoła na ul. Kolektorskiej. Niemcy z działka p. panc. i z ciężkiego karabinu maszynowego uniemożliwiali zbieranie warzyw i ziemniaków z ogródków działkowych przy ul. Włościańskiej. To było przecież nasze ważne źródło zaopatrzenia.  Dowództwo Żoliborza postanowiło zlikwidować te dwa ośrodki niemieckie. W związku z tym próbowano nawiązać kontakt z dowództwem niemieckim w Szkole Gazowej. W jednym z domów na Gdańskiej mieszkała niewiasta, która była w zażyłych stosunkach z Dowódcą Szkoły Gazowej. Za jej pośrednictwem nawiązano kontakt z majorem niemieckim i ustalono spotkanie na dzień 29 sierpnia na ul. Gdańskiej 4. Na spotkanie to przyszedł dowódca niemiecki Szkoły Gazowej, a z naszej strony adiutant ppłk. „Żywiciela” – kpt. „Skoczylas” z łączniczką z mojej kompanii „Dudą” jako tłumaczką.

Kpt. „Skoczylas” zaproponował Niemcowi kapitulację i oddanie bez boju Szkoły, zapewniając Niemca, że powstańcy zapewniają mu i pozostałym oficerom i szeregowcom wszelkie prawa jeńców wojennych.  Major niemiecki oświadczył, że sam nie może decydować i porozumie się ze swoim dowództwem. Następnego dnia, na ponownym spotkaniu oświadczył, że otrzymał rozkaz walczenia do ostatniego żołnierza, a więc nie będzie kapitulował.

W związku z odmową niemiecką, w dniu 30 sierpnia odbyła się narada u majora „Żubra” dowódców kompanii, gdzie zapadła decyzja dokonania nocnego wypadu na szkołę przy ul. Kolektorskiej i zlikwidowanie tego punktu. W wypadzie mają wziąć udział dwie grupy, po 30 ludzi każda. Jedna grupa pod moim dowództwem składała się z 15 ludzi z mojej 1. kompani i z 15 ludzi z ppor. „Świrem” z 5. kompanii. Druga grupa również z 30 ludzi z 2. kompanii pod dowództwem „Starży” z ppor. „Zychem” i ppor. „Giedroiciem”. Całością dowodził mjr. „Żubr”.

– 48 –

Zadania zostały podzielone następująco – ja ze swoją grupą miałem uderzać na szkołę od strony północnej, a por. „Starża” miał uderzać na szkołę od strony zachodniej. Akcję ja miałem rozpoczynać, a por. „Starża” miał tylko częściowo wejść bezpośrednio do akcji, a reszta oddziału miała stanowić ubezpieczenie.  Z 30 na 31 sierpnia godz. 0.30 została wyznaczona zbiórka oddziałów w ogródku przy ośrodku zdrowia na ul. Słowackiego przy hali targowej. Ja z ludźmi 1 kompanii przyszedłem pierwszy, a następnie przyszedł ppor. „Świr” z 15 ludźmi 3. kompanii oraz por. „Starża” ze swoją 30-tką z 2 kompanii i 2 patrole sanitarne. Ostatni przyszedł mjr „Żubr” ze swoim pocztem i z kpt . „Janem” .

Ciekawy był nastrój ludzi leżących na trawie ogródka w oczekiwaniu na wymarsz do akcji. Ludzie opowiadali sobie kawały, wywołując przyciszony śmiech, a księżyc coraz to chował się za chmury jak gdyby i on brał udział w opowiadaniu kawałów i bardziej soczyste i wypowiadał zza chmurki. Całość robiła wrażenie wycieczki turystycznej, a nie oddziału wypadowego, który za chwilę wejdzie do akcji i będą przecież zabici i ranni.

Na rozkaz mjr „Żubra” oddział powstaje i w kolumnie dwójkowej maszeruje w poprzek ul. Włościańskiej do ogródków działkowych. Następnie ogródkami równolegle do ul. Marymonckiej oddział zbliża się do ul. Słowiańskiej. W drodze humor nie opuszcza chłopców. Obok mjr „Żubra” szedł kpt. „Jan” i furażerkę trzymał w ręku. Ponieważ był kompletnie łysy, to chłopcy robili uwagę, aby włożył furażerkę, bo księżyc odbija się od łysiny i Niemcy mogą nas zobaczyć.

Przed ul. Słowiańską oddziały się rozchodzą. Por. „Starża” przecina ul. Marymoncką i wchodzi między zabudowania, aby zbliżyć się do szkoły od strony zachodniej.

– 49 –

Ja ze swoją grupą idę dalej do ul. Słowiańskiej a następnie ulicą Kolektorską zbliżam się do budynku szkoły. Wraz z moją grupą szedł mjr „Żubr”. Po dojściu do siatki mjr „Żubr” poleca ciąć siatkę i przedostawać się na teren szkoły, a sam wraca do oddziału por. „Starzy” i tam miał czekać na mój meldunek, że jestem już przed budynkiem i wtedy mieliśmy rozpocząć atak. Wszedłem ze swoją grupą na sąsiednią posesję, bo przy siatce ogradzającej szkołę od ulicy Kolektorskiej były potykacze. Po przecięciu siatki z sąsiedniej posesji, kiedy już byliśmy na terenie szkolnego ogródka, stwierdziliśmy, że teren jest ogrodzony wysokim dwumetrowym parkanem ściśle przylegających do siebie desek.

Wykonaliśmy podkop pod parkanem i przedostaliśmy się na drugą stronę. Tu znów trafiliśmy na jeszcze jeden parkan równie wysoki ale składający się tylko ze sztachet. Czterech chłopców przedostało się na drugą stronę przez wierzch przecinając wszystkie przewody telefoniczne. My pozostali odszukaliśmy obluzowane sztachety i cała grupa legła na trawie bezpośrednio już przed szkołą. Przed szkołą stał posterunek niemiecki składający się z dwóch żołnierzy. Niemcy zaintrygowani hałasem wywołanym przy odrywaniu sztachet głośno powiedzieli „was ist los” i strzelili w kierunku straży pożarnej nie przypuszczając, że hałas był wywołany za ich plecami. Nerwowo jednak nie wytrzymali na tym posterunku i weszli do budynku, zamykając za sobą drzwi.

Zgodnie z uprzednim ustaleniem, wysłałem łączniczkę „Mirę” do mjr. „Żubra” z meldunkiem, że jestem już pod szkołą i czekam na rozkaz rozpoczęcia ataku. Łączniczka poszła i po paru minutach wraca, oświadczając, że mjr. „Żubra” nie znalazła. Wysłałem ją ponownie, polecając trzymać się parkanu, a mjr. „Żubra” na pewno znajdzie.

– 50 –

Łączniczka ponownie wraca i melduje, że oddział por. „Starzy” jest już na miejscu i że mjr „Żubr” rozkazuje rozpoczęcie uderzenia na szkołę. Podeszliśmy do drzwi wejściowych szkoły, ale drzwi były zamknięte. Wystrzałem z piata drzwi zostały wywalone i cała grupa wtargnęła do środka wbiegając na pierwsze piętro i na salę na parterze.  Niemcy strzelają na oślep, bo nie orientują się gdzie nieprzyjaciel. Nasi odpowiadają strzałami .Na pierwszym piętrze Niemcy strzelają zza szaf i spod łóżek. Walka w budynku trwa. Nasi zajmują coraz to nowe sale. W hollu na parterze znalazłem na stole latarnię wozową, którą zapaliłem i umieściłem na długim kiju, aby oświetlić trochę teren, ale niedługo miałem latarnię, bo mi ją Niemcy rozbili. Walki trwały już pewien czas w środku budynku i na tarasie, a por. „Starża” jeszcze nie nadchodził. Ten moment wyczekiwania na oddział por. „Starzy” był bardzo nieprzyjemny. Nareszcie pokazał się ppor. „Zych” i oni rozpoczęli likwidować grupy niemieckie na tarasie i na dachu sali gimnastycznej.  Podchorąży „Grom” miał w kieszeniach płaszcza dwie butelki zapalające. W momencie kiedy biegł, Niemcy mu rozbili butelki i cały stanął w płomieniach. Na skutek powstałego płomienia widać go było dokładnie i Niemcy seriami z pemów dobili go. W budynku powstały pożary. Na dworze robi się szaro. Wystrzelona rakieta przez mjr „Żubra” jest sygnałem wycofywania się. Na skutek przerwania linii telefonicznej Niemcy nie mieli danych jak wygląda właściwa akcja, a słyszana strzelanina i krzyki walki dezorientowały ich. Artyleria zaczęła ostrzeliwać stanowiska niemieckie.

Oddziały nasze wycofały się z palącej się szkoły, zdobywając jeden karabin maszynowy i kilka karabinów. Zginął pchor. „Grom”. Ranni byli ppor. „Giedroic”, kpr. „Korab” i z pocztu dowódcy mjr. „Żubra” łącznik „Sokół” oraz 4 żołnierzy z mojej grupy. Straty niemieckie w zabitych, spalonych i rannych obliczono na 32 ludzi.

– 51 –

Powrót z wypadu odbywał się już ul. Marymoncką, a dochodząc do pętli tramwajowej na ul. Potockiej chłopcy śpiewali. W wyniku nocnego ataku na szkołę przy ulicy Kolektorskiej, Niemcy z 31 sierpnia na 1 września opuszczają stanowiska w Szkole Gazowej, wycofując się do C.I.W.F.

1 września 1. kompania, otrzymuje rozkaz zajęcia opuszczonej i podpalonej Szkoły Gazowej i zdobycia Olejarni na rogu ul. Gdańskiej i Rudzkiej. Na Olejarnię poszedł por. „Twardy” z jednym plutonem i po krótkiej walce zdobył niemieckie stanowiska. Kompania 1. obsadza Olejarnię i teren parku, a w szkole gazowej pozostawiając tylko jedną drużynę.  Szkołę na Kolektorskiej obsadza por. „Starża” jedną drużyną, pozostając z resztą kompanii w dalszym ciągu w Straży Pożarnej.

W Olejarni pierwszego dnia był względny spokój, bo poza wymianą strzałów z Niemcami rozlokowanymi w lasku bielańskim innych oddziałów nie było. Pierwszego dnia na Olejarni został zabity z 1 kompani por. „Dębowy”.Następnego dnia 1. kompania po dokonaniu umocnień i okopaniu się placówek w parku, rozpoczęła kopanie rowu łącznikowego z zapleczem. Rozpoczęty rów kopali dalej cywile z Żoliborza przyprowadzeni przez por. „Kreta”. Od 2-go września Olejarnia była obiektem stałych ataków niemieckich. Były dnie, w których Niemcy atakowali Olejarnię parokrotnie. Olejarnia była najbardziej wysuniętą naszą pozycją i z Olejarni mógłby iść atak na pozycje niemieckie, mając największe szanse zdobycia nowych terenów. Niemcy usiłowali zapobiec ewentualnym uderzeniom z naszej strony i starali się zlikwidować nasze pozycje w Olejarni.

– 52 –

Dla Żoliborza zdobycie i trzymanie Olejarni było wielkim zaopatrzeniem ludności w tłuszcz. W Olejarni zdobyliśmy przeszło 60 ton jadalnego oleju, który został rozdany ludności. W dniu 10 września Niemcy rzucili na Olejarnię batalion piechoty, atakując od strony Gdańskiej i z parku. Atak piechoty był poprzedzony silnym ogniem artyleryjskim, a następnie piechota przeszła do ataku, wdzierając się nawet na podwórze Olejarni. Niemcy nacierający wzdłuż murowanego parkanu od ul. Gdańskiej, zostali przyjęci ogniem z broni ręcznej i granatami przez naszych żołnierzy, którzy stali na specjalnie zrobionych ławach. Na skutek silnego ognia z naszej strony na tym odcinku, Niemcy tu się cofnęli, ale atak na podwórze dalej trwał. Inna jeszcze grupa nieprzyjacielska uderza na placówkę nr 3, gdzie dowódcą był st. strz. „Kozieł”, który pod naporem przeważających sił, wycofuje się między budynki gospodarcze Olejarni. Niemcy wtargnęli na teren zabudowań gospodarczych. W tym kierunku wysyłam por. „Twardego” z ppor. „Marem” i jednym plutonem. Walka w zabudowaniach trwa. Nasi obrzucają Niemców granatami. Wreszcie nieprzyjaciel w popłochu ucieka z terenu Olejarni. Sierżant „Albert” z erkaemem oraz jego grupa ostrzeliwali z okien pierwszego piętra budynku Olejarni cofających się Niemców.

Stan 1. kompani w czasie natarcia Niemców w dniu 10 września wynosił 4 oficerów 45 szeregowych. W czasie walki przyszło z pomocą z 3 kompanii 3 ludzi z peemami i 2 ludzi z karabinami oraz z 2 kompanii „Obwieś” i „Boy” z peemami. Nadesłana pomoc bardzo się przydała, bo własnym stanem 1. kompania nie była w stanie obsadzić całości atakowanego terenu. Po wyparciu nieprzyjaciela, 1. kompania ponownie zajęła wszystkie swoje poprzednie stanowiska.

– 53 –

Ludzie byli ogromnie zmęczeni i wyczerpani, ale odniesione zwycięstwo dodawało sił i umacniało wiarę, że Niemcy nie są straszni i że można ich bić. W czasie tej akcji wielu chłopców się odznaczyło, ale na specjalną uwagę zasługują pchor. „Zawieja”, pchor. „Nałęcz”, plut. „Miet”, sierż. „Albert”, st. strzelcy „Kozieł”, „Bohun”, „Stasiak”, „Niespodziany” oraz „Boy” i „Obwieś”. St. strzelcy „Bohun” i „Stasiak” za każdego zabitego Niemca umieszczali na kolbie nowe nacięcie. Obaj mieli sporo nacięć.Po paru godzinach Niemcy ponawiają jeszcze raz atak na Olejarnię, ale tym razem niedaleko odsunęli się od swoich okopów.

Po likwidacji drugiego natarcia, kompania przystąpiła do zbierania broni od zabitych Niemców. Nieprzyjaciel silnym ogniem, zwłaszcza z broni maszynowej uniemożliwiał zbieranie broni. Zebraliśmy 5 kb i 3 automaty. W czasie zbierania broni został zabity plut. „Miet”. Łączniczka „Duda” z zebranymi karabinami musiała przepłynąć przez staw, bo Niemcy otworzyli silny ogień. Do końca dnia straty kompanii wynosiły 2 zabitych – pchor. „Zawieja” i plut. „Miet” oraz 5 rannych: ppor. „Zawisza”, pchor. „Nałęcz”, sierż. „Albert”, st. strz. „Stasiak” i „Radwan”.

Po stronie niemieckiej straty wynosiły 25 zabitych i około 30 rannych. Ranni Niemcy częściowo wycofywali się sami, a reszta pozostała na placu do następnego dnia. W dniu następnym Niemcy przysłali delegację ludności polskiej z białą flagą w ilości 3 osób z żądaniem przerwania ognia na czas zabrania pozostałych rannych i sprzątnięcia zabitych. Zgodziłem się na propozycje niemieckie, ale pod warunkiem, że najpierw będzie przyniesiony nasz zabity plut. „Miet”. Zabici Niemcy mogą być zabierani, ale bez pasów i bez broni.

W czasie walk poprzedniego dnia użyliśmy piata tylko raz jeden i tym pociskiem rozbity był niemiecki karabin maszynowy, z którym oni szli do natarcia na Olejarnię. Był to Maxim na kółkach.

-54 –

Zostało nam jeszcze cztery naboje i bardzo oszczędnie musieliśmy tym zapasem gospodarować. 12 września 1. kompanię, zmienił por. „Starża” ze swoją 2. kompanią. My poszliśmy objąć stanowiska w Oficerskiej Szkole Pożarnictwa. W tym czasie Szkoła Pożarnictwa była wypoczynkową placówką. 14 września Niemcy atakują Olejarnię. Atak był poprzedzony silnym ogniem artyleryjskim, a następnie weszły do akcji czołgi i za nimi piechota. W tych warunkach po ciężkiej walce i dużych stratach, 2. kompania była zmuszona wycofać się na ul. Gdańską 2 zajmując stanowiska od ul. Gdańskiej i narożnie od ul. Słowackiego, Od ul Bieniewickiej stanowiska zajęła 5 kompania. W walce ulicznej na Gdańskiej przed domem nr 4 zginął ppor. „Jur”.

W ślad za cofającą się 2. kompanią posuwają się czołgi i piechota niemiecka. Czołgi idą również ul. Potocką i atakują Straż Ogniową, obecne stanowiska 1. kompanii.Za czołgami posuwała się piechota, ale silny ogień z pięter ze Straży zmusił piechotę do wycofania się. Czołgi idą dalej same i zbliżają się do budynku Straży Ogniowej. Nasze stanowiska są w oknach budynku umacniane workami z piaskiem. Zbliżające się czołgi ostrzeliwują budynek Straży, a specjalnie okna.  Wydałem rozkaz wycofania żołnierzy ze stanowisk pod oknami na parterze na korytarz między pokojami, zostawiając obserwatorów z peryskopami i stanowiska przy oknach na piętrach. Zbliżające się czołgi zostały obrzucone butelkami zapalającymi i gwałtownie się wycofały. Jeden jednak czołg pozostał i dalej strzelał. Pocisk wpadł przez okno i przebił cienką ściankę działową, rozrywając się w korytarzu na głowie pchor. „Nałęcza”. Z głowy „Nałęcza” pozostało tylko część brody na grdyce. Mózg „Nałęcza” opryskał całą ścianę i stojących obok ludzi.

– 55 –

Rannych było kilkanaście osób, a między innymi kpt. „Jan”,łączniczka „Duda”, st.strz. „”Bohun”. Piechota niemiecka ponawia atak na Straż, ale i tym razem zostaje odparta. Robi się ciemno. Niemcy wycofują się.

W nocy radzieckie samoloty „kukuruźniki” rozpoczęły dokonywanie zrzutów, z bronią, amunicją i częściowo z żywnością. Kompanie mają teraz pełne uzbrojenie. W mojej kompanii nie ma już ludzi bez broni. Mam 5 granatników, a na dowódcę tej artylerii wyznaczyłem st. sierż. „Łysego”.

Teraz sytuacja się zmieniła. Na początku Powstania byli ludzie, ale nie było broni. Dziś jest broń, ale brak ludzi.

17 września od strony pętli tramwajowej z ul. Słowackiego podjechały 4 czołgi i zaczęły ostrzeliwać Straż Ogniową, My byliśmy już uzbrojeni w rusznice i ppanc, i otworzyliśmy ogień z różnych okien, 3 czołgi zostały uszkodzone i po paru godzinach wyciągnięte na linie. Czwarty ostrzeliwując się, pośpiesznie się wycofał. Niemcy stwierdzili, że mamy broń ppanc. i zmienili system nękania nas. Teraz rozpoczęła razić Straż Ogniową ciężka artyleria niemiecka. Najbardziej ucierpiała frontowa część Straży, gdzie stropy z paru pięter zatrzymały się dopiero nad wejściem do budynku Straży.  Dnia 27 września Straż otrzymała 111 pocisków z piętnastki. Od pękających pocisków i rozbijanych murów na Straży było ciemno. Obserwacji przedpola dokonywała 2. kompania i telefonicznie podawali jak wygląda sytuacja przed Strażą. Wzniecane pożary na piętrach były gaszone piaskiem, a wyrzucone segmenty zapalające z pocisków były zrzucane na podwórze łopatami. Pomimo zniszczeń i pożarów Straż Ogniowa broniła się i dalej zadawała Niemcom straty. W zwaliskach i ruinach ustawiono nowe stanowiska strzeleckie.

– 56 –

29 września oddział ze Zgrupowania „Żmija” opuszcza Zimowe Leże odsłaniając całą lewą flankę 1. kompania od ul. Słowackiego.  W celu zabezpieczenia moich tyłów, sierż. „Albert” zostaje wysłany z 15 ludźmi do domu Zwolińskiego. Niemcy atakują Straż bez przerwy. Ataki są każdorazowo odparte. Artyleria niemiecka w dalszym ciągu bombarduje budynek Straży.

30 września reszta dywersji wycofuje się ze Zgody, którą natychmiast zajmują Niemcy. Druga strona ul. Słowackiego jest teraz w rękach niemieckich. Taka sytuacja grozi odcięciem całego zgrupowania „Żubrów” od reszty Żoliborza. Próbuję odbić Zgodę, ale ogień nieprzyjaciela rani paru żołnierzy idących przekopem i atak się załamuje. Następnie próbowałam zapalić Zgodę przez oblewanie jej benzyną z motopompy strażackiej, ale benzyna jest zbyt lekka i nie dolatuje na drugą stronę ulicy.

Po pewnym czasie ponawiam atak na Zgodę, Ludzie obsadzeni na piętrach Straży otworzyli na Niemców ogień i drużyna atakująca przekopem mogła dostać się do budynku Zgody. O utrzymaniu Zgody nie było mowy, ale drużyna, która wdarła się do budynku miała za zadanie podpalić Zgodę i w ten sposób uniemożliwić Niemcom utrzymanie tego stanowiska. Zadanie zostało dokładnie wykonane. Zgoda stała w płomieniach.

Budynek Straży Ogniowej obsadziłem w oknach od ul. Słowackiego i od strony podwórza. Rów łącznikowy między Strażą Ogniową i domem Zwolińskiego obsadził wycofany z „Opla” pluton dywersji pod dowództwem pchor. „Antka”. Łącznik z dowództwa pułku od mjr. „Żubra” wzywa mnie na odprawę, Dowództwo kompanii 1. powierzyłem na czas mojej nieobecności por. „Twardemu”

– 57 –

Na odprawie jest również szef sztabu dywersji mjr „Roman”, który przedstawia obecną sytuację i mówi, że musimy się wycofać na stanowiska bliżej Wisły, ponieważ mamy przeprawiać się na drugi brzeg.Z naszym wojskiem i z wojskiem radzieckim nastąpiło uzgodnienie wycofania się powstańców na drugą stronę Wisły. Armia radziecka ma dać pontony, stworzyć zasłonę dymną w czasie przeprawy i silnym ogniem artyleryjskim uniemożliwić atakowanie przeprawiających się powstańców przez oddziały niemieckie. Mjr „Żubr” podaje kolejność wycofujących się oddziałów. Najpierw wycofuje się mjr „Żubr” ze swoim sztabem, potem idzie 3. kompania, następnie 2. kompania,, a na ostatku ja ze swoją kompanią i plutonem dywersji.

Po powrocie z odprawy zastałem w korytarzach piwnicznych Straży okropną sytuację. Drzwi z poszczególnych pomieszczeń wyłamane. Na korytarzach leży kilka trupów, a w powietrzu czuć jakiś dziwny gaz. Na parterze zastałem całą kompanię z por. „Twardym”.

Por. „Twardy” melduje mi, że w czasie mojej nieobecności podjechały dwa „Tygrysy” i ostrzeliwały zamurowane okna do piwnic. W pomieszczeniach piwnicznych były lokale użytkowe. Był tam sanitariat i leżeli tam lżej ranni. Były sypialnie żołnierzy. Mieściły się tam, kuchnia kompanii, kancelaria, dowództwo kompanii i pomieszczenia strażaków zamieszkałych w tym budynku.  Okna piwnic były zamurowane tylko na jedną cegłę, pociski z „Tygrysa” rozbijały murek i robiły zniszczenia w środku. Paru rannych leżących w sanitariacie zostało zabitych. Zabite też zostało małżeństwo z personelu Straży. Strażak ten był bardzo czynny przy gaszeniu pożarów wzniecanych przez pociski zapalające, a żona jego była żywicielką żołnierzy. Pamiętam, jak parę godzin temu przyszła do mnie i powiedziała „pan tu tak walczy z Niemcami, a nic pan jeszcze nie jadł” i dała mi zawinięte w papier parę kromek chleba z jakimś pieczonym mięsem.

– 58 –

Schowałem to do kieszeni i jadłem dopiero jak byliśmy już w niewoli w baraku na Powązkowskiej.  W związku z wycofaniem się naszych oddziałów, zarządziłem natychmiastowe opuszczenie budynku przez ludność cywilną, którzy poszli na Krechowiecką. Wraz z ludnością cywilną wyszli ze Straży wszyscy pozostali ranni.  W pewnym momencie jeden z żołnierzy melduje mi, że podjechał „Tygrys” i stoi pod strażą. Wziąłem piata i kiedy przeszliśmy z paru chłopcami na drugą stronę budynku zobaczyliśmy przez dziurę wybitą w ścianie przez pociski z tego „Tygrysa”, że stoi czołg zwrócony frontem w kierunku przekopu. Przystawiliśmy piata do wyrwy w ścianie i pocisk z piata rozbił komorę paliwową. Czołg stanął natychmiast w płomieniach. Załoga próbowała wydostać się, ale nasi z peemu puścili serię i nikt z czołgu nie wyszedł.

Następuje wycofywanie się dowództwa z mjr. „Żubrem” Za nimi idzie 3. kompania, a następnie 2. Na ostatku ja wycofuję się z 1. kompanią i z plutonem dywersji. Po przebiegnięciu pola za domami przy ul. Cieszkowskiego, znaleźliśmy się w Szklanym Domu na ul. Mickiewicza.  Tu mjr „Żubr” wyznacza dla 1 kompanii nowe zadanie. Otrzymałem rozkaz zajęcia budynku „Znicz” na ul. Mickiewicza. Zadanie moje było następujące -„Znicz” ma osłaniać grupowanie się naszych oddziałów przygotowujących się do przeprawy na drugą stronę Wisły i mogę się wycofywać dopiero wtedy, jak nasi będą na drugiej stronie. Kiedy szliśmy na „Znicz” powiedziałem do kpt. „Jana”, por. „Twardego, por. „Kreta” i ppor. „Mara”, aby się rozejrzeli dokładnie po okolicy, bo to są ostatnie ich widoki, broniąc i osłaniając przeprawę my już stąd nie wyjdziemy. Mając zadanie osłony przeprawy całości wojsk powstańczych nie trzeba mieć złudzeń co do losów oddziału stanowiącego osłonę przeprawy.

– 59 –

W „Zniczu” nikogo nie było, natomiast było bardzo dużo różnej amunicji, a zwłaszcza granatów. Chłopcy jak to zobaczyli, to mówili, no teraz to możemy się bronić. „Znicz” się palił. Por. „Kreta” wysłałem do gaszenia pożaru. Gasić można było tylko ziemią ze skarpy sprzed okien parteru. W czasie przebiegania z Krechowieckiej do Szklanego Domu zginęli z dowództwa pułku adiutant ppor. „Dąb” Jan Olejniczak, zginęła patrolowa sanitariatu 1 kompanii sanitariuszka „Jana”, zginął dowódca 3 kompanii „Ojciec Marian” Marian Radwan, ppor. „Oksza” z żoną łączniczką.

Kompania 1. po zajęciu „Znicza” rozlokowała się w dolnej części budynku. Przed domem od strony pl. Lelewela była skarpa i parter od pl. Lelewela był pierwszym piętrem od ul. Mickiewicza. Na skarpie na wprost domu „Znicz” stały czołgi niemieckie, ale nie strzelały do płonącego budynku. W tej sytuacji ja zabroniłem strzelać do czołgów. Ostrzeliwanie „Znicza” było tylko od strony Feniksa i od ul. Słowackiego przez niemieckie karabiny maszynowe.  Po pewnym czasie do domu „Znicz” zaczęły ściągać różne oddziały, które miały rozkaz stawić się w Szklanym Domu, ale tam nie dotarły. Przyszedł „Starża” z częścią kompanii, przyszedł „Żniwiarz” z resztą dywersji, ppor. „Belina” z paroma ludźmi i kpt. „Kobra” z AL ze swoją grupą.

Przybyłe oddziały były to jednostki niepełne, załamane wycofywaniem się, a właściwie to ucieczką ze swoich ostatnich stanowisk. „Znicz” uważali jako bazę przejściową i usiłowali przedostać się z budynku do przekopu. Wydostanie się z przekopu było bardzo trudne. Niemcy byli dobrze wstrzelani z karabinów maszynowych w drzwi „Znicza”. Chcąc wejść do przekopu, trzeba było stanąć w drzwiach i skoczyć do rowu. Ale ten moment stanięcia w drzwiach Niemcy dobrze wykorzystywali.

– 60 –

Przybyli z innych oddziałów, a nie z 1. kompanii, usiłowali wyrąbać ścianie piwnicznej przejście do przekopu, ale wykuwanie nie dało pozytywnego rezultatu. Kompania 1. utrzymywała łączność .z mjr. „Żubrem” przez łączniczki „Tęskną” i „Cygankę”.  Sytuacja taka trwała do czasu kapitulacji. O zmroku wszyscy znajdujący się w budynku „Znicza” opuścili go i przeszli do Szklanego Domu. Przed Szklanym Domem składana była broń i formowane grupy jenieckie, przygotowywane do wymarszu.

Oficerów, łączniczki i sanitariuszki wydzielano osobno, a osobno szeregowych. Po dokonaniu podziału całość wojska pomaszerowała do Pionier-parku na ulicy Powązkowskiej, gdzie nocowaliśmy a rano załadowani na samochody ciężarowe zostaliśmy przewiezieni do Pruszkowa.  W Pruszkowie byliśmy 3 dni i po załadowaniu do towarowego pociągu, zostaliśmy przewiezieni do jenieckiego obozu w Altengrabow pod Magdeburgiem.

W czasie ładowania nas do pociągu, podszedł do mnie komendant transportu – oberleutnant i powiedział, że w eskorcie nie ma gestapo, SS i własowców, jest tylko sam wehrmacht, który miał zaszczyt z nami walczyć przez ostatnie dwa tygodnie. Jadąc już w drodze, komendant transportu powiedział do mjr „Żubra”, że stracił brata w ostatnim dniu powstania, który spalił się w Tygrysie przed Strażą Ogniową.